poniedziałek, 28 lipca 2014

Pamięć bywa zawodna...

"Mistrz i Małgorzata" M. Bułhakow

Tę powieść po raz pierwszy przeczytałam w liceum. Pamiętam, że bardzo mi się podobała. I, o zgrozo, niewiele więcej pamiętam (czy raczej do niedawna nie pamiętałam) z tej lektury. Majaczył mi się tylko ogólny zarys fabuły, ale żadnych konkretów nie mogłam odtworzyć. A przecież od mojego pobytu w liceum nie minęło jeszcze tak wiele czasu... Że ta książka zatarła mi się w pamięci zupełnie, zadałam sobie sprawę już parę lat temu, kiedy koleżanka zapytała mnie, jak nazywał się człowiek, któremu tramwaj odciął głowę. To tam tramwaj odciął komuś głowę? Już wtedy postanowiłam odświeżyć powieść, ale jak to często bywa, musiało minąć sporo czasu, zanim rzeczywiście zabrałam się do ponownego czytania "Mistrza i Małgorzaty". I wiecie co? Podobało mi się chyba jeszcze bardziej niż w liceum. Niektóre wątki czy wydarzenia w trakcie lektury mi się przypominały, ale ogólnie miałam z czytania tyle przyjemności, jakbym z tą książką zetknęła się po raz pierwszy. 

Warto tę powieść przeczytać (a nawet czytać kilkakrotnie). Nadal jest aktualna i ciekawa. Dużym jej atutem jest humor i wydarzenia, momentami zupełnie absurdalne. I oczywiście bohaterowie. Diabelska szajka nie ma sobie równych w literaturze, a kot Behemot jest jednym z moich ulubionych literackich kotów. Książka na szczęście nadal pozostaje znana i lubiana, jeśli jednak jest ktoś, kto nie miał okazji jej poznać, niech jak najszybciej nadrobi zaległości!

Książka bierze udział w wyzwaniach:

środa, 23 lipca 2014

Stefan Chwin, "Panna Ferbelin"

Lubię Gdańsk, choć zbyt dobrze go nie znam. Byłam kilkakrotnie, ale zawsze przelotem, tylko na chwilę, więc nie miałam okazji, żeby gruntowniej to miasto zwiedzić. Jednak zawsze robiło na mnie dobre wrażenie, zachęcało do dłuższego pobytu. Być może (a raczej prawie na pewno) na moją ocenę Gdańska wpływ miały przeczytane książki, których akcja rozgrywała się właśnie tam. Z tym miastem kojarzą mi się przede wszystkim utwory Pawła Huelle, jednego z moich ulubionych pisarzy. Wiedziałam, że Gdańsk również często pojawia się w powieściach Stefana Chwina, także związanego z tym miastem, jednak do tej pory nie sięgnęłam po jego książki. "Panna Ferbelin" była moim pierwszym bezpośrednim spotkaniem z twórczością Chwina i muszę przyznać, że bardzo udanym. 
Akcja powieści rozgrywa się w Gdańsku prawdopodobnie na początku XX wieku. Główną bohaterką jest tytułowa Maria Ferbelin, której losy splatają się z życiem tajemniczego Mistrza, Nauczyciela z Neustadt. Mężczyzna głosi kazania, których słuchają tysiące ludzi, uzdrawia chorych, między innymi ojca Marii - od tej pory staje się dla młodej kobiety kimś ważnym, szczególnym. Oczywiście, ta postać jednoznacznie kojarzy się czytelnikom z Chrystusem, zresztą w powieści mamy wiele pośrednich i bezpośrednich nawiązań do Biblii, a także do historii najnowszej. Jak nietrudno się domyślić, nie wszystkim działalność Nauczyciela z Neustadt jest na rękę. Lekturę urozmaica fakt, że Maria pracuje jako domowa nauczycielka syna prokuratora Hammelsa, który jest zarządcą miasta... Więc nic nie jest proste i jednoznaczne, a całą sytuację możemy oglądać z różnych stron. I choć, znając historię biblijną, możemy spodziewać się, jak mogą potoczyć się losy Nauczyciela z Neustadt, to jednak od książki nie sposób się oderwać. Poza tym autor potrafi również zaskoczyć. 

Wszystko to razem tworzy uniwersalną opowieść o życiu i śmierci, o człowieku i o ludziach jako zbiorowości, o historii, która zawsze może się powtórzyć i w jakiś sposób cały czas się powtarza. Utwór stawia trudne pytania, na które jednak jednoznacznie  odpowiedzieć się nie da. 

Myślę, że ta książka nie każdemu będzie się podobać. Na pewno może oburzać, wzbudzać kontrowersje, ale pewnie niektórych również będzie zwyczajnie nudzić - wszakże nie są to nowatorskie pomysły, wszystko już było. Ja jednak oceniam powieść wysoko: jest interesująca, napisana pięknym językiem, może wykorzystane motywy nie są nowe, ale również nie do końca wyeksploatowane, a autor potrafi wydobyć z nich coś innego, świeżego, ciekawego. Książka wymaga pewnego skupienia, więc nie jest to idealna  lektura na plażę, ale na jakieś chłodniejsze wieczory w sam raz. 

Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:
GRUNT TO OKŁADKA

środa, 16 lipca 2014

Terry Pratchett, "Straż nocna"

Uwielbiam książki Pratchetta, szczególnie serię "Świat Dysku". Do moich ulubionych bohaterów literackich bez wątpienia należą członkowie Straży Miejskiej Ankh-Morpork. Dlatego też myślałam, że "Straż nocna" szybko awansuje na jedną z moich ulubionych powieści Pratchetta, nie stało się tak jednak, być może dlatego, że zbyt wiele od tej książki oczekiwałam. Ale chociaż nie zachwyciła mnie tak bardzo, jak myślałam, że zachwyci, to i tak czytanie zapewniło mi wiele przyjemności i radości. 

Przez przypadek komendant Sam Vimes zostaje przeniesiony w przeszłość, nie bardzo odległą, tylko taką, którą z wielu względów dobrze pamięta: do czasów, w których jako młody chłopak rozpoczynał pracę w straży. Spotyka siebie samego sprzed 30 lat, a także wielu ludzi, których znał (niektórych czytelnicy również dobrze znają, np. Nobby'ego Nobsa czy Freda Colona). To bardzo niespokojny okres w Ankh-Morpork: despotyczne rządy szalonego władcy doprowadzają do wybuchu rewolucji. A Vimes niestety wie, jak ta rewolucja się skończy... Wszystko komplikuje również fakt, że razem z komendantem w przeszłość przeniesiony został niebezpieczny i pozbawiony skrupułów, ale bardzo sprytny morderca... Jak potoczą się losy Vimesa? Czy uda mu się zmienić bieg historii? A przede wszystkim czy uda mu się wróć do swoich czasów? I czy będzie miał do czego wracać? Żeby się tego dowiedzieć musicie przeczytać książkę. 

Jak zwykle w przypadku Pratchetta powieść napisana jest sprawnie, z dużą dawką humoru, akcja wciąga i po kilkunastu stronach nie można się oderwać od lektury. Ciekawym zabiegiem jest spojrzenie na wiele postaci znanych z innych utworów serii "Świat Dysku", ale o wiele młodszych. Poza tym, co szczególnie mi się podoba w książkach Pratchetta, pomimo że akcja rozgrywa się w fikcyjnym świecie, możemy doszukać się wielu nawiązań do rzeczywistości. 

Fanów Pratchetta nie trzeba do lektury jego książek zachęcać. Wielu już pewnie przeczytało "Straż nocną" (wszak książka ukazała się na naszym rynku w 2008 roku), a ci, którzy jeszcze nie zdążyli (jak do niedawna ja) na pewno mają w planach nadrobienie zaległości. Osoby, które twórczości tego autora jeszcze nie znają, zachęcam do przeczytania którejkolwiek powieści z serii "Świat Dysku". Czy "Straż nocna" jest odpowiednia na rozpoczęcie przygody z książkami tego autora? Według mnie może być, jednak ja polecałabym zacząć od starszych tomów. Wiem, że nie wszystkim Pratchett odpowiada, jednak myślę, że warto się przekonać co to za twórca, nawet gdy się nie przepada za fantastyką. W końcu z jakiegoś powodu zyskał ogromną popularność, a do jego fanów należą również osoby, które po fantastykę sięgają rzadko. Polecam.

poniedziałek, 7 lipca 2014

Chemia jest wszędzie

Julita Bator, "Zamień chemię na jedzenie"

Przeraziła mnie ta książka... Ale też zafascynowała i zmusiła do wielu niekoniecznie łatwych i przyjemnych refleksji. Skłoniła do poważnego zastanowienia się nad nawykami żywieniowymi i przede wszystkim do ich zmiany. Zachęcam do poznania tej pozycji. Ale również ostrzegam - po jej przeczytaniu nic już nie będzie takie samo;-)

Autorka, chcąc poprawić niezadowalający stan zdrowia swojej rodziny, zdecydowała się na radykalne zmiany w diecie. Przede wszystkim zadała sobie trud, by dowiedzieć się, co tak naprawdę znajduje się w codziennym pożywieniu większości Polaków i jaki to ma (lub może mieć) wpływ na ich zdrowie. Zebrała informacje o wielu substancjach dodawanych do najprostszych nawet produktów, które możemy kupić w sklepie, a także o tym, jaką drogę muszą przebyć owoce, warzywa, mięso czy ryby, zanim znajdą się na naszych stołach. Wyniki jej dociekań są zatrważające, bo rzeczywiście to, co nazywamy jedzeniem, niewiele ma z jedzeniem wspólnego... A już na pewno w wielu przypadkach nie jest ani zdrowe, ani naturalne, wbrew temu, co głosi etykieta danego produktu.  Na szczęście, będąc świadomymi konsumentami, możemy wybierać produkty zdrowe lub przynajmniej nieszkodzące, a tym samym poprawić samopoczucie i stan zdrowia własnego i bliskich. Trzeba mieć trochę niezbędnej wiedzy, ale przede wszystkim świadomość konieczności podjęcia pewnych kroków i chęci do zmian.

Julita Bator dzieli się z czytelnikami swoją wiedzą i doświadczeniami. "Zamień chemię na jedzenie" nie jest poradnikiem dietetycznym, autorka informuje czytelników raczej o tym, czego powinni unikać, niż co jeść. Jest to zbiór naprawdę przydatnych informacji, które można (a nawet trzeba) wykorzystać w codziennym życiu, a których samodzielne zgromadzenie na pewno zajęłoby wiele czasu. Część z tych informacji czy spostrzeżeń jest powszechnie znana (np. że pomidor kupiony w supermarkecie niewiele ma wspólnego z pomidorem, szczególnie jeśli kupuje się go w styczniu), ale większość uzupełnia, wzbogaca wiedzę, czasem nawet zaskakuje (np. dowiedziałam się, że woda z kranu jest zdrowsza niż przegotowana). Książkę wzbogacają przepisy na proste i smaczne (a co najważniejsze - zdrowe) produkty, które mogą zastąpić te kupowane zwykle w supermarketach. Pojawiają się również wskazówki, gdzie możemy znaleźć więcej ciekawych informacji czy przepisów, a także uwagi o tym, co, poza jedzeniem, występuje w naszej kuchni i może mieć wpływ na zdrowie - dowiemy się np. z jakich materiałów powinny być wykonane garnki czy patelnie.  

Książka kierowana jest przede wszystkim do rodziców, których dzieci dużo chorują lub mają alergie, ale skorzystać z niej może każdy - w końcu zdrowe żywienie jest ważne w każdym wieku. Autorka, żeby udowodnić związek tego, co jemy, ze stanem naszego zdrowia, przytacza informacje o tym, jak poprawił się stan zdrowia jej dzieci po zmianach w diecie, np. porównuje ilość leków, które musiały przyjmować wcześniej ze stanem obecnym. I jest to naprawdę znacząca różnica. 

Myślę, że jest to pozycja bardzo ważna, bo nie tylko podaje istotne informacje, ale robi to w sposób przystępny i ukazujący konieczność wprowadzenia pewnych zmian w kuchni. Wiele się ostatnio o zdrowym żywieniu mówi, warto więc nie tylko mówić, ale dokonać również zdecydowanych reform we własnej diecie. Pewnie większość czytelników nie będzie w stanie wprowadzić wszystkich zaleceń autorki w życie, ale myślę, że nie jest to konieczne, bo każda, nawet najdrobniejsza zmiana na lepsze, może przynieść ogromne korzyści. Zdecydowanie polecam.

I na koniec jeszcze mała uwaga: nie pożyczajcie od nikogo tej książki. Od razu kupcie własny egzemplarz. Bo jak zaczniecie czytać, to już nie zechcecie się z książką rozstać, a poza tym myślę, że będziecie do niej wielokrotnie wracać. Ja zaznaczyłam około 40 różnych fragmentów - przepisów, list szkodliwych substancji, wyjaśnień rozmaitych znaków czy symboli, które możemy znaleźć na etykietach itp. - i na pewno będę do nich stale zaglądać.       

czwartek, 3 lipca 2014

Ksiądz Paradoks

"Ksiądz Paradoks. Biografia Jana Twardowskiego", Magdalena Grzebałkowska

Po lekturze tej książki mam mieszane odczucia. Chociaż napisana jest bardzo ciekawie i na pewno warto ją przeczytać. 

Nie znam twórczości księdza Twardowskiego jakoś szczególnie dobrze, raczej ten poeta funkcjonuje na obrzeżach moich literackich zainteresowań. Jego wiersze, które poznałam, podobały mi się, jednak nie na tyle, by zainteresować się całą twórczością Twardowskiego. Oczywiście, zawsze to gdzieś w planach czytelniczych było, ale odłożone na później. Tym bardziej przed lekturą książki Grzebałkowskiej nic nie wiedziałam o samej postaci poety. A ksiądz Twardowski to bez wątpienia postać ciekawa. Człowiek niezwykle skromny, żyjący według cnót ewangelicznych, mający autentyczne powołanie, niezwykle życzliwy wobec ludzi i świata, a przy tym utalentowany poeta, świadomy wartości swoich wierszy. 

Autorka przybliża czytelnikom losy księdza Twardowskiego, pisze o jego dzieciństwie, młodości, wojnie, powołaniu, poezji, a wreszcie także o starości i śmierci. Przywołuje wspomnienia ludzi, którzy go znali, cytaty z jego wierszy, fragmenty listów, a także wywiadów przez niego udzielonych. Widać, że napisanie tej biografii wymagało rzetelnego przygotowania, dotarcia do wielu różnorodnych źródeł. Grzebałkowska przyznaje także, że niestety do wielu wspomnień, zapisków księdza nie udało jej się dotrzeć. Jednak z materiałów, które zgromadziła, wyłania się obraz postaci niezwykle ciekawej i złożonej. W książce wiele jest fragmentów anegdotycznych, ale także wiele poważnych, smutnych - jak w życiu każdego człowieka. 

Biografię, pomimo jej sporych rozmiarów, czyta się szybko. Wpływa na to układ książki (podzielona jest na krótsze i dłuższe rozdziały i podrozdziały). Autorka posługuje się starannym językiem, zadbano również o ładne wydanie. Lekturę wzbogacają zdjęcia, kopie dokumentów, zapisków. 

Wiele plusów, skąd więc mieszane odczucia? Otóż momentami miałam wrażenie, że książka została napisana trochę "na przekór", że autorka chciała udowodnić, że da się ją napisać nawet bez pomocy niektórych środowisk. Kilka rozdziałów kończy się krótkimi fragmentami rozmów czy listów, których autorzy odmawiają udzielenia informacji o księdzu, podzielenia się swoimi wspomnieniami, odwołują umówione spotkania. Być może autorka chciała poprzez to pokazać ile trudności musiała pokonać, a także wytłumaczyć, dlaczego nie o wszystkim jest w stanie napisać, dlaczego niektórych informacji brakuje? Jednak te fragmenty wydawały mi się niepotrzebne i trochę psuły lekturę. Poza tym według mnie za dużo miejsca poświęcono sporom o prawa autorskie do wierszy księdza Twardowskiego po jego śmierci. Czytając, chwilami miałam wrażenie, że książka to "głos w dyskusji o..." Być może dla kogoś bardziej zainteresowanego tematem to zaleta, a nie wada, ale mnie to trochę męczyło. Oczywiście, w wielu miejscach nie sposób nie zgodzić się z autorką, bo przykłady przywoływane przez nią są słuszne, ale cały czas pozostaje też świadomość, że na pewno jest druga strona medalu, o której nic nie wiem, a w związku z tym trudno mi mieć własne zdanie. 

Na pewno smutny jest fakt, że wokół spuścizny literackiej po człowieku tak pokornym, skromnym, wartościowym, wrażliwym na krzywdę ludzką, jakim był ksiądz Twardowski, toczą się takie dyskusje, spory, wynikają niejasności. 

Minusy przeze mnie wskazane nie odbierają jednak wartości książce i przyjemności czytania. Poza tym być może to, co mi przeszkadzało, dla kogoś innego będzie ważne, interesujące. Na pewno lektura znacznie wzbogaciła moją wiedzę o księdzu Twardowskim i jego twórczości, a także o czasach w których żył i o ludziach, których spotkał. Polecam nawet tym, którzy nie interesują się poezją.