sobota, 9 listopada 2013

"Dziecko Noego", Eric-Emanuel Schmitt

Często krytykuje się twórczość Schmitta. Że banalna, że przewidywalna, że prosta, że mało ambitna... Być może.
Jednak "Dziecko Noego" to powieść, której właśnie teraz było mi trzeba. I, tak jak kiedyś przy "Oskarze i pani Róży", tak teraz również nie żałuję żadnej chwili poświęconej na lekturę. Chociaż przyznać trzeba, że chwil tych nie było wiele - utwór jest króciutki, zaledwie 130 stronicowy. A jednak jest w nim miejsce i na strach, i na łzy, i na zwyczajną ludzką dobroć... (O treści powiem tylko tyle: opowiada o losach żydowskiego chłopca w Belgii w trakcie II wojny światowej) 
Być może niektóre książki muszą być banalne, przewidywalne, proste, mało ambitne. Być może o pewnych sprawach tak najlepiej mówić.
Polecam.

1 komentarz:

  1. Dla mnie Schmitt to czarodziej nastrojowych historii - z jednej strony minimalistycznych i prostych a z drugiej emocjonalnie głębokich. Czytałam ostatnio "Tajemnicę pani Ming" i styl Schmitta dalej jest na wysokim poziomie.

    OdpowiedzUsuń