niedziela, 29 czerwca 2014

Wygrzebane

Czesław Adamowicz, Stokrotki nie rosną na morzu

Nie wiem, czy też tak macie, że lubicie czasem wygrzebać jakąś zupełnie nieznaną książkę autora, którego nazwisko także nic wam nie mówi? Sięgnąć po najbardziej zakurzoną pozycję na bibliotecznej półce lub po tę wciśniętą w najdalszy kąt własnego regału, która nie wiadomo kiedy i jak znalazła się w domowej kolekcji? Ja tak czasem lubię zrobić, choć zwykle brakuje mi czasu na takie przypadkowe doświadczenia lekturowe, wszakże lista książek, które chciałabym przeczytać, jest długaśna i wciąż rośnie. 

Jednak, korzystając z przypływu czasu wolnego, który niosły ze sobą zbliżające się (i już rozpoczęte!) wakacje, pozwoliłam sobie na małą niesubordynację czytelniczą i sięgnęłam po książkę, której i tytuł, i nazwisko autora, i tematyka były mi zupełnie obce, czyli po Stokrotki nie rosną na morzu Czesława Adamowicza. 

Jak można domyślić się po samym tytule i wyglądzie okładki, jest to pozycja związana z morzem, a konkretnie zbiór fabularyzowanych wspomnień doświadczonego marynarza. Czesław Adamowicz - jak informuje notatka wydawcy na okładce - urodził się w 1918 roku w Lublinie, skończył Szkołę Morską w Gdyni i przez kilkadziesiąt lat pływał, pracował na morzu w czasie wojny i pokoju. Stokrotki nie rosną na morzu to jedna z dwóch książek o tematyce morskiej jego autorstwa.
Utwór opowiada o jednym, dość długim, bo półrocznym rejsie. Autor mówi o codzienności marynarzy - co prawda tej sprzed lat, więc pewnie nieaktualnej, ale nadal ciekawej, może dlatego, że (przynajmniej dla mnie) zupełnie obcej, nowej, nieznanej. Pojawia się więc szczegółowy opis rejsu, nudy i marynarskich rozrywek, tęsknoty, radzenia sobie bez najbliższych, a także, co lekturę zdecydowanie wzbogaca, opis niektórych z odwiedzonych portów czy marynarskich zwyczajów. Książkę czyta się szybko, jednak nie jest to coś, co zachwyca. Brakuje trochę psychologicznego pogłębienia sylwetek postaci, a także jakiegoś wątku głównego, czegoś, co (poza samym rejsem) spajałoby treść. 

Stokrotki nie rosną na morzu to raczej zbiór wspomnień niż powieść, trochę tak, jakby słuchało się wspomnień ojca/dziadka/wuja marynarza, który właśnie wrócił do domu i opowiada... Nie przeczę, ma to swój urok, jednak nie jest to pozycja do której wrócę, ale czasu poświęconego na lekturę nie żałuję.  

 

1 komentarz: